Fuzje marek – dobre czy złe
Największą transakcją na polskim rynku kosmetycznym w ostatnich latach było zeszłoroczne przejęcie Dermiki przez szwedzki koncern Cederroth, właściciela marki Soraya. Nie wszystkie jednak zakupy w tym sektorze, zapowiadające się jako bardzo interesujące, okazały się trafione.
Połączona grupa Soraya-Dermika ma 10,6 proc. udziału w wartym około 1 mld zł w segmencie środków do pielęgnacji twarzy, czyli najważniejszej części rynku kosmetyków. Oznacza to też, że jest numerem trzy i niekwestionowanym liderem wśród polskich firm. Już samo to świadczy o skali przedsięwzięcia. Kwoty, jaką Szwedzi zapłacili Jolancie Zwolińskiej i innym udziałowcom polskiej firmy jednak nie ujawniono. Szacuje się, że mogło to być nawet około 50 mln zł. Jest to zresztą już kolejne przejęcie Cederroth na naszym rynku. Dekadę wcześniej koncern stał się właścicielem marki Soraya, którą zakładała... również Zwolińska. Zdaniem Jarosława Cybulskiego, szefa regionu Europy Środkowej koncernu Cederroth, fuzja jest szansą na umocnienie pozycji spółki na rynku polskim i poza granicami kraju. Wydaje się to bardzo prawdopodobne, szczególnie, że łączą się dwa podmioty będące w dobrej kondycji. Nie jest to zresztą standardem na naszym rynku kosmetycznym. Dotychczas przejmowane byłby bowiem bardzo często firmy poważnie zagrożone lub nawet znajdujące się już w upadłości. Tak było choćby w przypadku krakowskiego Miraculum.
Przekształcenia w dystrybucji
Zmiany właścicielskie w segmencie produkcyjnym nie są jednak obecnie tak częste, jak na rynku dystrybucji kosmetyków. Jedną z bardziej znaczących transakcji tego typu było przejęcie w listopadzie zeszłego roku franczyzowej sieci sklepów drogeryjnych Koliber przez spółkę z grupy Emperia. – Zakupem tej spółki zainteresowanych było wiele podmiotów z branży – mówił po transakcji Artur Kawa, prezes Emperia Holding. – Cieszymy się, że zarząd sieci zdecydował się na współpracę właśnie z nami, tym bardziej, że drogerie Koliber doskonale pasują do struktury naszej grupy – deklarował.
Łakomym kąskiem na krajowym rynku dystrybucji kosmetyków są również, bez wątpienia, Drogerie Natura. Co jakiś czas pojawiają się informacje o trwających negocjacjach na temat ich przejęcia. Wiosną 2009 roku mówiło się o sprzedaży sieci koncernowi Schlecker. Wojciech Filipczyk, prezes Drogerii Natura dementował wtedy te pogłoski i faktycznie do zakupu nie doszło. Jednak dwa lata później o sieci znowu zrobiło się głośno, a to w związku z apetytami koncernu Jeronimo Martins, właściciela dyskontów Biedronka, który również chciał przejąć Drogerie Natura.
Bardzo aktywnym graczem na rynku przejęć jest ostatnio spółka Delko. Tuż przed sylwestrem 2009 roku zawarła ona wstępną umowę zakupu większościowego pakietu udziałów w firmie Frog MS Delko, która od jakiegoś czasu działała już w ramach jej grupy kapitałowej. Przejęty podmiot jest dużym dystrybutorem artykułów kosmetycznych i higienicznych w Małopolsce. Zakup większościowego pakietu jego udziałów był pierwszym z szeregu przejęć, jakie po giełdowym debiucie jesienią 2009 roku zapowiadał zarząd firmy Delko. Właśnie na akwizycje spółka planowała przeznaczyć zdecydowaną większość, bo ponad 10,5 mln zł z 14,2 mln zł, jakie pozyskała z rynku w związku z wejściem na GPW.
W lutym zeszłego roku Delko podpisało kolejną umowę. Spółka kupiła większościowy pakiet udziałów firmy Cosmetics z Łomży. Jest ona również znaczącym dystrybutorem artykułów kosmetyczno-chemicznych, ale przede wszystkim we wschodniej i północnowschodniej Polsce. Cosmetics zajmuje się również eksportem towarów za wschodnią granicę, głównie do Rosji.
Nie wszystkie plany władz Delko udało się zrealizować. Nie doszło np. do zakupu lubelskiej firmy handlowej Marek. Zarząd giełdowej spółki nie zrażał się jednak tym i dalej negocjował kolejne przejęcia w branży. Wiosną dopiął swego. W marcu zawarto wstępną umowę zakupu 100 proc. akcji spółki Ama, tym razem dużego dystrybutora kosmetyków, chemii gospodarczej oraz artykułów drogeryjnych na Mazowszu. – Oczekujemy znaczących efektów synergii po tej transakcji – deklarował wtedy Dariusz Kawecki, prezes Delko.
Pamiętajmy jednak, że jak wynika z biznesowej praktyki, udaje się zaledwie około 30 proc. fuzji i przejęć. Przestrogą dla dążących za wszelką cenę do „połykania” kolejnych konkurentów może być historia Grupy Kolastyna, dzisiaj funkcjonującej już pod zupełnie inną nazwą.
„Połykać” czy nie „połykać”?
W drugiej połowie ubiegłej dekady w branży kosmetycznej w Polsce panowała znakomita koniunktura. Według ówczesnych ocen ten rynek rósł wtedy o 6-8 proc. rocznie. Sytuacja zachęcała więc do inwestycji i zakupów. Nic więc dziwnego, że przejęcia w tym segmencie nie należały wtedy do rzadkości. W 2006 roku firma Bielenda kupiła krakowską Florinę z jej popularnymi seriami kosmetyków pielęgnacyjnych Bouquet Nature. Jesienią 2007 roku firma Dr Irena Eris przyjęła firmę JB Cosmetics Comindex Group, właściciela popularniej w latach 80. marki perfumeryjnej Currary oraz kilku innych znaków towarowych. Nie było to wielkie przejęcie, ale kupione w ten sposób kosmetyki zapachowe i aerozole istotnie uzupełniły ofertę dr Irena Eris. Niekwestionowanym liderem przejęć na polskim rynku była jednak właśnie Grupa Kolastyna. Pięć lat temu jedna jej transakcja dosłownie goniła drugą. Firma przez kilka lat (od 2003 roku) sukcesywnie przejmowała kolejne pakiety akcji wspomnianej już wyżej spółki Miraculum, która była bardzo poważnie zagrożona plajtą. Krakowska firma była właścicielem tak znanych marek, jak Pani Walewska czy Brutal. W lipcu 2007 roku, gdy Grupa Kolastyna kontrolowała już tę spółkę w blisko 94 proc., poinformowała o rozpoczęciu połączenia firm. Zjednoczenie obu podmiotów zakończono formalnie już pod koniec 2007 roku. Wcześniej jednak Grupa Kolastyna zdążyła „połknąć” łódzki Unicolor (zapłaciła za tę firmę za ponad 4 mln zł), dzięki czemu stała się posiadaczką popularnej marki produktów do depilacji Tanita oraz kosmetyków do makijażu Paloma. Jesienią 2007 roku – za niebagatelną kwotę ponad 27 mln zł – kupiła od brytyjskiej grupy Cussons kilka wybranych polskich brandów. W ten sposób Kolastyna zyskała prawa do produkcji i dystrybucji marki pielęgnacyjnej Uroda, marek perfumeryjnych Makler i Być może oraz kosmetyków do golenia i po goleniu pod Wars.
Dobrze jest mierzyć siły na zamiary
Grupa Kolastyna awansowała dzięki tym przejęciom na piątą pozycję (pod względem wartości sprzedaży) na polskim rynku kosmetycznym. Jej udział szacowano wtedy na 6,2 proc. Firma miała jednak znacznie większe ambicje. – W ciągu najbliższych trzech lat planujemy zdobyć 10 proc. rynku kosmetyków pielęgnacyjnych w Polsce – zapowiadał podczas debiutu giełdowego w 2007 roku ówczesny prezes Grupy Kolastyna Andrzej Grzegorzewski. – Razem możemy stworzyć poważnego gracza na dużą skalę, szybciej iść do przodu i skuteczniej konkurować z zagranicznymi koncernami – podkreślał menedżer.
Liderem najważniejszego segmentu branży kosmetycznej (czyli środków do pielęgnacji twarzy) był francuski L’Oreal. Silne pozycje miały również inne zagraniczne koncerny, takie jak Beiersdorf (właściciel marki Nivea) czy Avon. Rósł jednak także udział polskich producentów. W 2007 roku czterech największych rodzimych graczy, czyli dr Irena Eris, Ziaja, Oceanic i właśnie Grupa Kolastyna, kontrolowało około jednej trzeciej tego rynku.
A Grzegorzewski zapowiadał już kolejne przejęcia. Jego firma miała prowadzić rozmowy z czterema krajowymi firmami, których nazw prezes jednak na razie nie chciał ujawnić. Wiadomo jednak, że negocjowano z Ziają, co przyznał prezes tej firmy Zenon Ziaja. Grupy Kolastyna rozglądała się jednak nie tylko po naszym rynku, ale już wtedy myślała o wyjściu za granicę. W 2008 roku miała rozpocząć przejęcia w Rosji i na Ukrainie. Mowa była również o rynku Bułgarii i Rumunii. W maju 2005 roku Grzegorzewski deklarował, że kolejnych zakupów spodziewać się można już jesienią. Jednak, mimo tych zapowiedzi, do kolejnych przejęć już nie doszło. Sytuacja Grupy Kolastyna zaczęła się pogarszać. Najwyraźniej spółce zabrakło pieniędzy, ale i pomysłu na promocję nowych, przejętych niemal hurtem, produktów. W miejsce dotychczasowych krociowych zysków pojawiły się pierwsze straty. Rosło zadłużenie firmy. W 2009 roku sięgnęły blisko 50 mln zł.
W tej sytuacji, w marcu 2010 roku zarząd Grupy Kolastyna złożył w krakowskim sądzie wniosek o ogłoszenie… upadłości. W połowie tegoż roku marka Kolastyna (obejmująca kilkadziesiąt znaków towarowych) została sprzedana za niespełna 11,6 mln zł greckiej firmie Sarantis. Polska spółka zobowiązała się jednocześnie do zmiany nazwy. Dziś funkcjonuje już jako Miraculum. Tak oto skończył się piękny sen o potędze Kolastyny.
Autor: Bartłomiej Mayer
Artykuł został opublikowany w magazynie "Przemysł Kosmetyczny" nr 2/2011
Źródło fot.: www.sxc.hu